Czytam książkę „LaTeX – książka kucharska” i zaczyna mnie niepokoić ilość błędów językowych, jakie znajduję w tej lekturze.
Książka opisuje system składu publikacji i to system, który kojarzony jest z bardzo wysoką jakością. To skojarzenie automatycznie przenosi się również na treść, ale nie chodzi mi nawet o przesłanie, narrację, itp. ale poprawność języka pod względem składni oraz logikę wypowiedzi.
Początek książki brzmi tak:
Wszystko zaczęło się 30 marca 1977 roku. Donald E. Knuth usiadł przy
swoim masywnym, drewnianym biurku ze zdobionymi nogami, w stylu typo-
wym dla gabinetów Uniwersytetu Stanforda, by rozpocząć dzień od spraw-
dzenia bieżącej poczty. Przez niewielkie okno za jego plecami wpadał kli-
mat poranka w San Francisco w towarzystwie ciepłego, wiosennego słońca.
Rany boskie! Od kiedy klimat może wpaść przez okno!? I to jeszcze w towarzystwie. Nie chcę być złośliwy i przemilczę styl powyższych zdań. Dalej jest jeszcze trochę grafomanii, a potem na przykład takie zdanie:
Zbiór 256 znaków nie mógł jednak wyczerpać potrzeb wszystkich narodów.
Zaraz, zaraz… czy można wyczerpać potrzeby? Potrzeby się zaspokaja, wyczerpują się zasoby. Zdanie powinno brzmieć:
Zbiór 256 znaków nie mógł jednak zaspokoić potrzeb wszystkich narodów.
„Przeszedłem” jeszcze kilka rozdziałów i, na szczęście, jest dużo lepiej – części te, w większości ściśle technicznie, nie zawierają wpadek.
Na razie.